- Maz mi coś do powiedzenia?
Coś we mnie pękło. Nie wytrzymałam.
- CO TY SOBIE MYŚLAŁEŚ, CO?! Odszedłeś, zostawiłeś mnie samą z tym wszystkim; z półbogiem, z walącym się stadem, z ciążą... A TERAZ PRZYCHODZISZ TU JAKBY NIGDY NIC I, POWIEDZ MI, CZEGO OCZEKUJESZ?!! ŻE RZUCĘ CI SIĘ W RAMIONA? O nie, co to to nie. Nie było cię, kiedy cię potrzebowałam, nie było cię, kiedy umarł nasz syn. I wreszcie nie było cię, kiedy prawie umarłam ja. Nie chcę słuchać twoich bredni na temat tego, że musiałeś przebiec z 1000 mil wiesz?! MAM TO W DUPIE! NIE CHCĘ. CIĘ. ZNAĆ. Wynoś się stąd... - o dziwo poczułam się lepiej kiedy mu to wyznałam. Właśnie takie targały mną uczucia. Co do jednego jestem pewna; nie chcę go tutaj widzieć.
Fall już miał odpowiedzieć, kiedy pojawił się przy mnie Horizon. Objął mnie skrzydłem, jakby Fall w ogóle nie istniał, i jakbym wcale nie zaszła z nim w ciążę, i jakby wcale nie dowiedział się tego, że jestem półbogiem. Teraz na Falla patrzyły dwa zdecydowane spojrzenia.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, chyba tak... - odparłam. Fall parsknął śmiechem.
- Co ona w tobie widzi? - Horizon już miał się rzucić do przodu i zaatakować broniąc swojej dumy, ale powstrzymałam go w samą porę.
- Chcesz wiedzieć co w nim widzę? - zaczęłam, zbliżając się do Falla, a raczej nacierając na niego powoli. Z początku ogier stał nieskruszony, ale z czasem, jak podawałam argumenty, zgiął się w pół i położył po sobie uszy dla mojego autorytetu. Stado Heaven Hooves już nie należy do niego. Ani ono, ani ja.
< Horizon? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz