Strony

sobota, 17 stycznia 2015

Od Ramzesa do Dorothy

Byłem w Bassalcie, po pokarm dla Remusa, oraz musiałem znaleźć coś na ślimaki - wredne mięczaki (mam na myśli że są z gromady mięczaków, więc nie jest to obraźliwe) zajadają się moją hodowlą. No cóż, pomyślmy - w poniedziałek, było ostrzeżenie głosowe. We wtorek, była sugestia wzrokowa. We wtorek była ochrona (przykrywanie kocem). Wczoraj były negocjacje. Dzisiaj więc przyszedł czas na działania inne niż po dobroci. No fakt, kocham zwierzątka, ale to jest już przesada. Nagle przy sklepie z magicznymi eliksirami ujrzałem Dorothy. Postanowiłem się z nią przywitać. Jednak nagle podeszła do mnie i zrobiła to pierwsza:
- Cześć, Ramzes!
- Ee...Witaj Dorothy - Uśmiechnąłem się.
- Co tam masz?
- A, nic. Tylko trochę...
- ...Trochę jedzenia dla twojego smoka oraz coś na ślimaki?
- Ty jesteś coraz lepsza
- Dzięki...
Ta chwila była dosyć niezręczna. Patrzyliśmy na siebie, w no... Sami-Wiecie-Jak. Zatem postanowiłem przerwać ten moment.
- E... Ja... Muszę już iść, no wiesz... ślimaki...
- A. To ok.
- To pa!
- Do zobaczenia
No i pobiegłem do jaskini - gdy byłem już przed nią, spojrzałem na lewo, gdzie na moim uprawianym przez 2 miechy szczawiu tańczyły winniczki. Nie chciało mi się tego robić, lecz musiałem. Zatem wziąłem fiolkę i na każdy liść wylałem kropelkę, co zajęło mi trochę czasu. Kiedy skończyłem, niebo pociemniało, a śnieg przy tym świetle zrobił się mniej biały. Zatem kierowałem się już do wyjścia, gdy zauważyłem za sobą... Dorothy! Tak, był to dziwny zbieg okoliczności. Jednak nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Zatem szybko zniknąłem w jaskini. Rozejrzałem się po jaskini. Nagle coś sobie uświadomiłem - muszę powiedzieć coś ważnego, co prawie przesądzi o mym życiu... A muszę powiedzieć to...Dorothy. Zatem położyłem się na sianie i zamknąłem oczy - próbowałem zasnąć, co jednak nie chciało mi się udać. Zatem poczekałem jeszcze chwilę - jutro jeden z moich najważniejszych dni w moim życiu. Po chwili zasnąłem.


***Następnego Ranka***


Obudziłem się i wykonałem poranną toaletę. Później zjadłem śniadanie, po czym poszedłem na spacer po lesie. Postanowiłem powiedzieć to Dorothy trochę później. Zatem szedłem i szedłem, aż w końcu dotarłem na pewną polankę. Nagle usłyszałem za sobą głos klaczy:
- Hej!
Była to Margaux.
- O, cześć!
- Co robisz?
- A, nic. A ty?
- Tak jak ty, nic
- Przejdziemy się?
- Czemu nie.
- Jak tam Inferno?
- Dobrze
I na rozmowie zleciało nam pół dnia - nagle usłyszałem zegar Bassaltu, który obwieszczał godzinę 20:00. Zatem musiałem szybko przerwać rozmowę, po czym pobiegłem przed jaskinie - W pobliżu 
ujrzałem Dorothy z Kleofasem. Zatem zaczekałem aż skończą rozmawiać i podszedłem do klaczy. 
- Cześć Dorothy!
- Hej!
- Masz chwilę?
- Emm... No jasne
Zatem ruszyliśmy w stronę lasu. Kiedy dotarliśmy na tamta polanę, zapytałem się:
- Dorothy, czy lubisz szalone pomysły?
- Szaloność jest według mnie fajna - Uśmiechnęła się klacz
- Acha, no bo wiesz, mam pewien mega szalony pomysł...
- ...Zamieniam się w słuch!
- Nie wiem...Jak ci to powiedzieć...
- Spoko - uśmiechnęła się
- No więc - przełknąłem ślinę - czy zgodzisz się na partnerstwo ze mną
Dorothy spojrzała na mnie zdziwiona 

<Dorothy ♥w♥>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz