Strony

środa, 28 stycznia 2015

Od Atlantici

"Jak stałam się Przywódcą..."

  Słońce majaczyło na horyzoncie, a ja już zdążyłam wstać. Czekałam na ten dzień praktycznie od zawsze. Na ten poranek. 
Nachwilę. 
  Umyłam się, uczesałam grzywę i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Kiedy wypluwałam ziołową pastę z ust, w odbiciu lustra zobaczyłam Paloo. Odskoczyłam jak poparzona a bóstwo zaczęło chichotać.
- Przestraszyłeś mnie! 
Ogier zaśmiał się, nieudolnie naśladując moje ruchy przy lustrze. Szturchnęłam Paloo, choć i tak wiedziałam, że nie poczuje. Moje ciało przenika przez ciało bóstw. Nie są dla mnie namacalni.
- Gotowa? - zapytał.
- Jeszcze momencik - rzuciłam, wbiegając jak torpeda do sypialni i szybko ścieląc posłanie. Przerzuciłam pastę do kopyt kładąc ją na miejsce, podobnie zrobiłam z maścią nagietkową na drobne urazy i innymi ziołowymi kosmetykami. Wszystkie poukładałam na swoich miejscach, po czym wróciłam do Paloo, kończąc przyciemniać rzęsy. Ogier stanął za mną.
- Zamknij oczy.
Tak zrobiłam.
Nagle poczułam delikatny dreszcz, który przeszył moje ciało z chwilą, kiedy poczułam czyjś dotyk. Otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Paloo wplotł w moją grzywę piękny kwiat, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam. Przypominał stokrotkę, ale z powielonymi płatkami. Odwróciłam się do niego. 
- Jak to możliwe... - zapytałam, czując ciepło bijące od jego ciała. Żywego ciała.
- Opanowałem tą sztuczkę, ale działa tylko przez chwilę. - poinformował. Bez zastanowienia rzuciłam się w jego objęcia. Zaśmialiśmy się oboje, ale już po chwili prawie się przewróciłam, bo bóstwo wróciło do dawnej postaci. Pustej i niedostępnej. Wzruszył ramionami.
- Mówiłem. Chodź, bo się spóźnimy.

*Na ceremonii*

  Zebrało się całe stado. Mój ojciec nie dostąpił jednak zaszczytu wręczenia mi korony. Dostąpił zaszczytu odprowadzenia mnie pod ołtarz. Objął mnie skrzydłem i ruszyliśmy. W miarę jak zbliżaliśmy się do bóstw, członkowie stada wstawali i pochylali głowy. Byliśmy już przy Moonie, kiedy mój ojciec pocałował mnie czule w wicher i oddalił się. Stałam sama przed Moonem i Sun, a z boku stała moja matka z Paradise i resztą bóstw. Matka pomachała mi żartobliwie i gestem nakazała wyprostować plecy. Odwzajemniłam uśmiech. 
- Pani Wszystkich Narodów, pozdrawiamy cię. - rzekł Moon z Sun. Sun założyła mi przepiękną koronę. Moon uczynił jakiś znak, po czym bóstwa zniknęły. Dałam się porwać wirowi zabawy wraz z członkami mojego stada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz