Ciało Gabriella było prawie całkowicie przeźroczyste. Ogier unosił się kilkanaście centymetrów nad ziemią. Tylko czarne smugi, widniejące gdzie nie gdzie mówiły wszystkim, że to nie duch. Duże, niebieskie oczy patrzyły ze złością na Notte, który zawzięcie szedł do przodu. Ten jednak trzymał go za włosy i szybował za nim łapiąc się wszystkiego co popadnie aby go zatrzymać.
Za nimi niepewnym krokiem szła Aliena - żona Gaba. Drobniutka, ale wysoka o jasnej sierści i rudych, długich prawie do ziemi włosach. Dziś upięła je w warkocz z prawej strony szyi przez co wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle. Duże brązowe oczy świeciły cennymi łzami. Ona też nie chciała go puścić, ale nie była taka uparta jak Gabriell.
- Przecież wiecie, że muszę to sprawdzić, a na siłę mnie tu nie przytrzymacie - Notte kłapnął ostrymi zębami tuż przy szyj przyjaciela.
- To prawda, nie przytrzymamy - powiedziała smutno klacz. Zatrzymywanie medium nie było takie łatwe, a ona o tym wiedziała. Miał zbyt potężną Moc aby mu się stawiali. W końcu nie bez powodu nazywany był Księciem Nocy.
Szarpnął mocno łbem, wyrywając się ala duchowi. Ośli upór Gaba był zabawny, ale też okropnie denerwujący. Aliena widząc narastającą złość między nimi odezwała się błagalnie:
- Książę, proszę skontaktuj się z nami jak tylko ją znajdziesz.
- Dobrze Alien... Gab?
Ogier puścił grzywę Seana przegrywając pojedynek i uścisnął przyjaciela. Klacz ucałowała odchodzącego na pożegnanie i szlochając cicho wróciła do swojej groty.
- Uważaj na siebie, Principe della Notte.
I tak oto Sean wyruszył na poszukiwania Belli.
* *
Galopem wkroczył do jesiennego lasu Li, który był najcichszym miejscem Tacony. Wszystko dookoła skąpane było w pomarańczowym świetle i jesiennych kolorach. Biegł ścieżką, a cichy tętent jego kopyt o kamienie odbijał się echem. Biegł kilkanaście dobrych godzin zanim dotarł do Wąwozu.
Wyciszenie umysłu pozwoliło mu zachować wiele cennej energii i utrzymać jednakowy oddech przez całą drogę. Może i nie potrafił przepowiadać przyszłości na zawołanie, ale umiał wpadać w trans wyciszenia. Nie była to łatwa sztuka i uczył się jej wiele lat. Stanąwszy na brzegu Wąwozu wysłał falę Mocy, która odpowiedziała mu tylko ciszą. Wkroczył na ubitą, suchą ziemię słysząc głośne stukanie swoich kopyt. Minął samotne, zeschnięte drzewo i wyszedł na zieloną polankę. Słychać było tu już śpiew ptaków i szum wody. Zastrzygł uszami. Kłusem dotarł do wodospadu Sii. Zatruta, pomyślał czując słodki zapach. Nic dziwnego, że ptaki były takie rozśpiewane skoro piły zatrutą wodę.
Następne miejscem, w którym się znalazł było Urwisko. Na jego szczycie stał koń imieniem Pacyfik.
- Szukam klaczy imieniem Nilsa.
- Chyba takiej nie ma u nas w stadzie.
- Bella?
- Aha... tak... znam ją - zbity z tropu zaprowadził go do klaczy.
* *
<Bella?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz