niedziela, 25 stycznia 2015

Od Margaux CD Milliete i Foxtrotte

- Co do tego nie mam pewności.. ale proszę cię... - te ostatnie słowa ugrzęzły mi w gardle ale się przełamałam. - Jak przyjaciółkę. Którą.. jesteś. - te słowa okazały się łatwiejsze do powiedzenia niż się tego spodziewałam. - Mówię szczerze. Jeśli postawiłaś na swoim i praktycznie ze mną walczyłaś.. Masz ode mnie pełne uprawnienia.
- Margaux, co ty wygadujesz? Wrócisz.
- Nie jestem tego pewna. Ale nie jestem też pewna tego, czy zaopiekujesz się Inferno, więc zadbam o Ambrose aby chociaż ona wróciła. - przytuliłam jeszcze raz klacz i poszłam do Fox'a

~~Na miejscu~~ 

Armia liczyła jakieś 100 koni. Zdziwiłam się, że tak mało ale za to wszystkie konie stąd są nieśmiertelne i większość z nich to główni wojownicy spośród stad z sojuszu. Nagle ujrzałam Moona z karym pegazem u boku. 
- Panie!- wypowiedziałam i pokłoniłam się przed jego obliczem. 
- Powstań The Best Live Ever. - na te słowa skrzywiłam się nieco. Od dłuższego czasu nikt mnie tak nie nazywał.. Spojrzałam na pegaza stojącego obok Moon'a Miał złote ślady na przykład wykończenia piór. Mrugnął do mnie. O BOŻE MRUGNĄŁ DO MNIE! 
- Live? - wybudził mnie bóg. 
- Tak? - nie zapomniałam o należnym dla niego szacunku. 
- Mianuję cię na najwyższego dowódcę wszystkich wojowników. 
- Panie, nie wiem czy jestem godna..
- Jesteś, córko. - "córko?" OKEYYY.. - przekazuję ci niezbędne uzbrojenie i specjalny strój. Horajzon? - na te słowa towarzysz Moon'a dał mi piękną srebrną zbroję, zbroję dowódcy. 
- To jest Horajzon, mój doradca, a to Margaux,najlepsza wojowniczka ze stada Heaven Hooves. 
- Witaj. - uśmiechnął się przystojniak. Dlaczego przystojniak? Nie wiem, w końcu nie był aż tak piękny, ale zachowaniem, gestami, IMIENIEM przypominał mi ukochanego który pozostał na Ziemi.. 
- Hej. - Podałam mu kopyto, a on zamiast przyłożyć swoje-pocałował je i ponownie do mnie mrugnął. Myślał, że to na mnie zrobi wrażenie? Pff.. Poszłam do armii, wszyscy przyjęli mnie dobrze, zwłaszcza Fox którego mianowałam swoim asystentem. Na zastępcę za dużo powiedziane. Ćwiczenia zajmują około 7 godzin dziennie, reszta jest na własne skonsumowanie. Pod wieczór poszłam się napić potem spojrzałam z gór i ujrzałam piękne widoki zachodzącego słońca, chwilę później przysłonił je znany koń.. Horajzon. 


-Mogę? - zapytał
- Jeśli musisz.. - nie chciałam mu na za dużo sobie pozwalać. Już tydzień nie widziałam rodziny.. 
- Przyznasz, że między nami coś jest. - zagadał wścibski ogier, jest taki podobny do mnie..
- Już tydzień nie widziałam rodziny. - westchnęłam zmieniając temat. 
- Za dużo mówisz. - zasłonił mi usta, posadził i objął skrzydłem przytulając i pozwalając żebym oparła głowę na jego barku. Od razu wstałam wyrywając się z objęć. 
- Silna jesteś. - zaśmiał się. - Zasługujesz w pełni na to by być dowódcą.
- Nie pozwalaj sobie - syknęłam, już miałam iść gdy koń wzleciał w powietrze i wylądował przede mną.
- Gdzie tak lecisz? - zrobił tą swoją słodką pewną siebie minę. Po chwili oparł mnie o zbocze góry i pocałował. To było takie zmysłowe, upragnione, magiczne.. Po chwili odepchnęłam ogiera zadawając mu umysłem fizyczny ból. Podeszłam do niego i trzymając za pysk blisko jego syknęłam 
- Nie pozwalaj sobie. - po tych słowach wzleciałam w powietrze ponad chmury, widziałam tylko zdziwioną minę Horajzona, nie miał odwagi lecieć za mną, zaczęłam płakać. Czułam się jakbym zdradzała Risa, tego który został na ziemi. Chciałam wrócić do domu, miałam dość.

To Be Continued

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz