poniedziałek, 26 stycznia 2015

Od Margaux

Po południu na dziedziniec przyszedł Moon. Ogłosił oficjalną Wojnę. Świetnie! Tylko tego było mi trzeba! Posłusznie zorganizowałam armię. Stan gotowości miał trwać 24 h na dobę. Uzbrojeni czekaliśmy na jakikolwiek znak.

~~W nocy~~
Do mojego namiotu, który był znacznie ekskluzywniejszy niż mieszkanka innych wszedł jakiś koń. Nie widziałam kto to, widziałam tylko sylwetkę pegaza. Zerwałam się na równe nogi.
- Spokojnie maleńka. 
- Wyjdź! - rozkazałam mu spoglądając w świecące w blasku księżyca oczy.
- Dlaczego niby?
- Rozkazuję Ci, masz stąd wyjść! - krzyknęłam i wypchnęłam go na zewnątrz. 
- Taka okazja może się nie powtórzyć jeśli zginiesz. - ciągnął wkurzającym głosem. To był Horajzon, ten marny doradca.
- Uwierz mi, nie zginę. 
- Z taką charyzmą.. 
- Co to miało oznaczać? Proszę natychmiast opuścić ten obóz, to nie jest miejsce dla takiego wymodelowanego modnisia jakim jest pańska osoba! - zamknęłam po nim drzwi. Poszłam spać, nie chciałam się nim przejmować. Około drugiej w nocy zabrzmiały trąby. Wszyscy gorączkowo wybiegali z namiotów, w jednym takim przebywało około 10 wojowników. Sama prędko się ubrałam i w trybie ekspresowym ruszyłam na front.. Drogę oświetlał nam tylko blask księżyca w pełni, który błyszczał dziś wyjątkowo pięknie.

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz