wtorek, 10 marca 2015

Od Dead Slince - śmierć.

Jak co wieczór wybrałam się na krótki spacer po okolicy, jednak tym razem spacer mi się nieco przedłużył ponieważ zauważyłam jakiś cień, coś jakby ktoś mnie obserwował. Z początku chciałam zawrócić, lecz moja ciekawość wygrała. Podążałam za cieniem jak zaczarowana choć wiedziałam że coś tu nie gra. Nie wiadomo kiedy zastała mnie całkowita noc i jedynym źródłem światła był sam księżyc oraz gwiazdy, więc moje pole widzenia było dość ograniczone. Ile już podążałam za tym cieniem ? Godzinę ? A może nawet i więcej ? Chciałam zawrócić lecz po prostu nie potrafiłam. Zapewne byłam już daleko od terenów stada i wątpię abym znalazła drogę powrotną. Pomimo zmęczenia szlam dalej świadoma że za każdym najmniejszym krzakiem, drzewem czy kamieniem czai się okrutna śmierć. Po jakimś czasie doznałam cudownej ulgi, nareszcie mogłam odpocząć lecz byłam zbyt zmęczona aby choćby stać a co dopiero wracać. Niewiele myśląc położyłam się aby choć trochę odpocząć, lecz nie na długo ponieważ zza drzewa powoli wyszedł zabójca mej rodziny. Niemalże od razu poderwałam się i zaczęłam biec przed siebie, po kilku minutach biegu odwróciłam łeb by zobaczyć czy nadal za mną biegnie, ani żywej duszy. Myśląc że niebezpieczeństwo minęło zwolniłam i zaczęłam szukać drogi powrotnej. Znikąd tuż przed mym pyskiem pojawi się on. Pomimo mojej dość szybkiej reakcji wbił mi swe ostre jak brzytwa pazury w brzuch. Biegłam przez las z śmiercią na plecach. Przed nami był wąwóz - jedyna szansa aby pozbyć się go raz na zawsze. Chwile potem spadałam lecz nie sama. Jedyne co czułam to ulga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz