niedziela, 22 marca 2015

Od Margaux

Od kiedy Horizon wraz z kilkoma innymi końmi w tym z Tikani odszedł, byłam na niego wściekła. Nie chcę go już więcej widzieć, znać, pamiętać,kochać.. Ja też miałam odejść ale nie pozwala mi na to pozostawienie tutaj Inferno. On nie może stąd odejść, a gdzie On tam ja. Nad życie bardziej kocham syna niż męża. - Smutna prawda. Zwłaszcza, że Inferno nie jest synem Ris'a.. Mniejsza, o tym powiem kiedy indziej, a teraz jeszcze FOX?!
- Nie możesz Fox! - wykrzyknęłam dzisiaj rano do ogiera kopytem przytrzymując drzwi od jego pustego domu.
- Ja, idę do rodziny Margaux. - auć to mnie zabolało.
- TU masz swoją rodzinę!!! - zdenerwowałam się nie puszczając drewna.
- W tamtym stadzie, w mieście jest mój syn i żona, a ty myślisz, że wolę zostać z siostrą?! - i znowu boli. Mój brat wziął zamach i rozpędził się by na siłę otworzyć drzwi, ale ja w tym czasie puściłam kopyto i ogier dosłownie przeleciał przez futrynę.
- To idź! Nie potrzebuję Cię tu! Nikt Cię tu nie potrzebuje! - Krzyknęłam na konia patrząc z wyrzutem na jego pysk mierząc wzrokiem jego oczy.
- Okey. Pa. - Fox odwrócił się nagle i obojętnie ruszył przed siebie z torbą na grzbiecie.
- A Kukulkan? - zapytałam próbując go powstrzymać.
- On nie może iść ze mną. Tam dokąd idę nie ma smoków i wszyscy się ich boją. - zasmucił się koń obniżając łeb w dół.- Nooo wiesz? Same grube szprychy..
- Czyli zostajesz. - podeszłam do niego i już miałam zdjąć mu torbę z połyskującego grzbietu, gdy On jednak odmówił.
- Oczywiście, że idę. Zaopiekuj się Kukulkanem, dobrze? - zapytał mnie. Widziałam, że zależało mu na dobru smoka. Wtedy Fox podszedł do wychylającego się z groty Kukulkana mówiąc: " Zaopiekuj się pod moją nieobecność Margaux i Inferno, dobrze? Liczę na Ciebie. "  - te słowa zabolały mnie najbardziej. Świadomość, że mój młodszy brat, którym zawsze się opiekowałam wyrusza w wielki świat daleko ode mnie..
- Fox.. Uważaj na siebie. Będę tęsknić. - przytuliłam ze smutkiem brata.
- Kocham Cię Marg. - koń mocno mnie uścisnął i uśmiechnął się.  Poprawiłam mu grzywę z wymuszonym uśmiechem, a ten ruszył w drogę.
- Ja Ciebie też. - szepnęłam przegryzając dolną wargę chwytałam wzrokiem połyskującą w słońcu zanikającą wśród drzew sierść i uszami wysłuchując coraz to cichszych odgłosów łamanych gałązek.

Tak, Foxtrotte odszedł, a na moje barki spadła ciężka odpowiedzialność opiekowania się Kukulkanem.

Kocham Cię Bracie♥

P.S. Możecie zaznaczać, że nudne. Nie rusza mnie to. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz