niedziela, 11 stycznia 2015

Od Anguy - zdobycie smoka

Jako, że dzisiejszy poranek zapowiada wspaniały dzień, jak na zimowy, postanowiłam, że udam się na krótka przechadzkę po lesie... powiedzmy, że do urwiska. Czuć było chłodny wiatr smagający delikatnie moją twarz i wprawiający w niewielki ruch moja grzywę wraz z ogonem, bardzo miłe uczucie niwelujące nieprzyjemne stąpanie po lodowatym śniegu powodującym pieczenie. Starałam się stąpać po miejscach bardziej zalesionych by na ziemi leżało jak najmniej białego puchu, w końcu dotarłam jednak do jakiejś skały. Nie było to urwisko, nie znałam tego miejsce... najwyraźniej zboczyłam z drogi co nie jest na tę chwil zbyt trudne - wszystkie ścieżki są zasypane gruba warstwa śniegu przez co każdy jest zmuszony chodzić na ślepo jako, że śnieg maskuje również zapachy.
Skała przed którą trafiłam mnie zaciekawiła, jej kształt był wyjątkowy, kamień z którego powstała - gładka, a na jej powierzchni były wyryte przeróżne znaki, których nigdy wcześniej nie widziałam. Nie były to run ani symbole w żadnym innym znanym mi języku...
Obeszłam skałę dookoła, aż w końcu - po drugiej jej stronie - zobaczyłam dziurę, w której bez problemu się zmieściłam, a nawet miałam sporo luzu. Wkroczyłam do długiego tunelu, w którym jedynym źródłem światła była dziura wejściowa. Zaczęłam kroczyć ostrożnie przed siebie, a każdy mój krok wywoływał falę kolejnych kilku stuknięć echa. Korytarz nie był nazbyt szeroki, ale pomieściłyby się w nim około trzy podobne do mnie konie, szłam wzdłuż niego dość długo, do momentu w którym światło z zewnątrz przestało oświetlać mi drogę. Nie docierało już tak daleko, jak byłam.
Korytarz zaczął stopniowo się poszerzać, lecz nagle gwałtownie zwęził się na tyle, że ledwo przeszłam dalej - do ogromnego pomieszczenia, w którego centrum leżała jakaś sporej wielkości, świecąca na błękitno, lekko owalna kula. Podeszłam bliżej niej i przyjrzałam się uważnie... było to smocze jajo ułożone na postumencie z wyrytymi podobnymi znakami jakie były przy wejściu do jaskini. Rozejrzałam się dookoła.
Pod jedną ze ścian obszernego pomieszczenia dostrzegłam ciało... martwego smoka.
- To pewnie matka... - powiedziałam wciąż zaskoczona i objęta strachem. Znów skierowałam wzrok na jajo.
~"Maluch sobie nie poradzi..." - pomyślałam. Zaczęłam trochę współczuć smoczkowi, który wykluje się tu. ~ "Sam, pozbawiony matki i jedzenia, zginie w kilka dni." - postanowiłam wziąć go ze sobą. Delikatnie podniosłam jajo z postumentu pomiędzy zęby i z równa delikatnością zaczęłam iść z nim ku wyjściu z jaskini.
Z niemałym trudem przedostałam się przez wąskie przejście, reszta korytarza nie sprawiła mi wielu problemów. Bardzo ucieszyłam się na widok słońca i gdy tylko wyszłam, udałam się w jedyne ciepłe miejsce na terenach stada - do gorących źródeł.

Zaliczone!
Witamy nowego smoka c;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz