Był poniedziałek. Jak zwykle wybierałem się do pracy (strażnik). Jednak
coś ciągnęło mnie w stronę pustyni. Tam noc zaczyna się szybciej.
Księżyc był już na niebie. Coś na nim zabłyszczało...Takie białe.
Chciałem tam polecieć i zobaczyć co to takiego, zachowałem się jak jakiś
źrebak...Ale cóż takie życie. Leciałem chyba 2 godziny, może i więcej.
Gdy byłem już na miejscu ujrzałem niezłe widowisko. Cała grupa
księżycowych smoków otoczyła jakieś jajko. Miałem nadzieję że coś więcej
tu spotkam. Chciałem już lecieć gdy nagle smoczyca podeszła do mnie i
powiedziała :
-Błagam cię magiczny koniu...Zabierz to jajko ze sobą.
-Ale..Ale ja nie lubię dzieci. -Powiedziałem
-Uratuj te biedne smoczątko przed czarnoksiężnikiem który chce nam
odebrać wszystkie maluchy..Prosimy! - Powiedziała z nadzieją, nawet
zaczęła płakać.
-No dobra. Ale jak je wykarmić??? -Powiedziałem i wszystkie smoki odetchnęły z ulgą.
-Jak się wykluje karm go (lub ją) rybami. Najzwyklejszymi.
-Dobra. Zapakuj mi go żeby nie wypadł. - Powiedziałem i przewróciłem oczami.
DOBRE 2 GODZINY POTEM
Byłem już na terenach stada. Wszystkie konie przyszły zobaczyć co mam.
Odchyliłem skrzydła a ich oczom ukazało się granatowe jajko. Jak tylko
Ember się dowiedziała przybiegła i powiedziała :
-Gratulację Killer. Dopiero co do nas dołączyłeś a już masz smoka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz