Spiorunowałam go spojrzeniem . Właśnie tak . Sami i wielka jaskinia gdzie ona ledwo kopie metrowe doły !
Następnego dnia postanowiłam pójść na spacer przy Oceanie Nieba i Ziemi . Poszłam tam z Dalimim , a Samithrą zostawiała za nami szlaczek . Tak szlaczek . Zygzaczek z wykopanej ziemi .
Spacer odbył się pomyślnie . Przed południem byliśmy w naszej "norce" . Zaczęłam gotować obiad . Dalimi tylko nade mną czekał i musiał wszystkiego (dosłownie) spróbować . Tu kopytko , tam kopytko i połowa sosu marchewkowego znikła . Cały Dalimi w kuchni .
Po obiedzie Dalimi poszedł do miasta po jedzenie na jutro . Wtedy zaczęłam coś rysować . Jakieś konie bez pysków . Można powiedzieć , że rysowałam źrebaki w moim wyobrażeniu . Wszystkie były inne i coraz to bardziej niewyobrażalne .
***
Rankiem wstałam i poszłam do Loli .
- O , hej Vusser ! Jest tu może Lola ? - zapytałam
- Tak jest , ale i ona nie czuje się najlepiej , Nie , że Cię wyganiam , ale pójdź do Anguy - odpowiedział i poszedł do chorej Loli
Biegłam przez las aż dotarłam do jaskini Anguy .
- Angua , Angua ! Jesteś tam ? - dobijałam się do drzwi
Otworzyła klacz .
- Jestem , jestem - zaśmiała się serdecznie - co Cię do mnie sprowadza ?
- Brzuch . To na 100% ciąża , ale mogłabyś mi zrobić wstępne badania ? Jeżeli będzie trzeba poasystuję Ci - powiedziałam
- Wchodź i siadaj na kanapie - zobaczymy co u źrebaka - dodała
Nagle przyszedł Dalimi i pwiedział :
<Dalimi ? Jest wena - HURRA !>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz