niedziela, 22 lutego 2015

Od Tosy Inuit

Od pewnego czasu czułam się źle, można by rzec coraz gorzej z każdym dniem. Myślałam, iż to wina ciąży, która jak wiadomo, osłabia organizm, ale okazało się, że było to coś o wiele gorszego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Spacerowałam spokojnie obok Gorących Źródeł, wzdychając. Zastanawiałam się, jak nazwę źrebaka. Przechodziłam obok domu Aury, wykrzykując, jaki to Omen jest zły i niedobry, kiedy poczułam przeszywający ból. Upadłam, zdążyłam jedynie wymówić słowo ,,Aura!". Klacz wybiegła z domu i pomogła mi wejść do środka. Położyła się i czułam tylko skurcze i ból. Słyszałam, jak Aura mówi, bym się nie martwiła, bo rodzę. Taki stan trwał nieco ponad pięć minut, późnej nie czułam już nic. Usłyszałam cichutkie rżenie. Otworzyłam oczy i ujrzałam malutkiego jednorożca. Poprawiłam się na posłaniu i przytuliłam źrebię do siebie. Za oknem wylądowało stado kruków, o odcieniu piór takim samym jak odcień skóry mojego źrebaka.
- Nazwę cię Raven - szepnęłam, gdy Aura mnie badała. Do środka weszła Milliete, która wzięła źrebię na ręce.
Aura spojrzała na mnie ze smutkiem.
- Toso, musisz coś wiedzieć.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Umrzesz.
Świat zawirował a moje serce pękło. Kilka łez spłynęło mi po policzkach, a Aura mówiła dalej.
- Raven ma magię śmierci. Ona cię zabija. Powoli. Zostało ci dzień, może dwa do życia.
Spojrzałam na Raven'a, z którym bawiła się Milliete.
- A nim może zająć się Atlantica.
Pokiwałam głową i wstałam z posłania. Skierowałam się do domu, weszłam i zasnęłam na łóżku.
 
C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz