Zacząłem się uporczywie wspinać, ale cały czas ześlizgiwałem się na dół. Wziąłem rozbieg i po chwili byłem oparty o pień wierzby.
-Nie zostawiaj mnie samej!-krzyknęła klacz z dołu.
-Wrócę z pomocą!
Wyspinałem się jeszcze wyżej. Zdałem sobie sprawę, że to jest o tej porze roku pustkowie. Ani jednej żywej duszy... Tylko ja i Barwinka. Pbiegłem ile sił w nogach i... BĘC! Potknąłem się o kamień. Był piękny- kryształowo-czerwony. Dam go Barwince. Podniosłem się i otrzepałem się z białego puchu.
~Około godziny później~
Byłem pod domem Aury. Za pukiałem do drzwi. Otworzył mi Dalimi.
-Hej! Jest Aura?-spytałem.
-Tak. Po co przyszłeś?-zapytał.
-Po prosić o pomoc. Barwinka spada z urwiska. Rozcięła sobie nogę.
-Dobrze. Ty już biegnij. Ruszymy za Tobą!
-Okey.
I pobiegłem. Gdy byłem na miejscu, spojrzałem w dół. Barwinka była cała czerwona, a noga dalej krwawiła. Dogonił mnie Dalimi wraz z Aurą. Zeszliśmy z Dalimi na dół. Owinęliśmy Barwince nogę i przywiązaliśmy deski, żeby sobie nogi jeszcze nie złamała. Wychodziliśmy i co chwilę zjeżdżaliśmy w dół. Uzbierałem trochę kamieni i krzyknąłem na Aurę, żeby je poukładała w schodki. Weszliśmy i został tylko metr, bo brakło kamieni. Skopczyłem na górę. Aura prztrzymała mi kopyta, żebym nie zjechał, Barwinka chwyciła mi się moich kopyt, a Dalimi podtrzymywał ją. Zacząłem się podciągiwać i wyszłem, potem Barwinka, ledwo żywa, a na końcu Dalimi cały zziajany. Szliśmy spowrotem wszyscy razem. Dałem Barwince kamień i całusa w skroń. Zarumieniła się.
-Dzięki. Ładny kamień.-powiedziała.
-Nie ma za co. Podobasz mi się...
-Naprawdę?-zapytała.
-Uhmm...
<Barwinko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz