niedziela, 1 lutego 2015

Od Ramzesa do Anguy

Byłem na spacerze po lesie, kiedy nagle usłyszałem dźwięki kopyt za sobą; odwróciłem się, lecz nikogo nie było. Przyśpieszyłem trochę. Stukot nie ucichał. Tym razem, gdy się odwróciem, również ujrzałem tylko parę drzew. Kiedy znów spojrzałem do przodu, pojawiła się przede mną Anguya.
- Cześć! - Przywitała się
- Hej! - odwzajemniłem - Co tak znienacka?
- Jakoś tak wyszło - uśmiechnęła się klacz
Spojrzałem na nią ironicznie. Ona natomiast westchnęła i zapytała:
- Jak ci się układa z Dorothy?
- Nawet dobrze - odpowiedziałem
Klacz wbiła wzrok w rozmokniętą od wody ze śniegu ziemię. Wiem że ma pewne "nocne problemy" i wiem że nie jest jej z tym łatwo.
- Może się przejdziemy? - zaproponowałem
- Czemu nie. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Choćmy.
Tak więc ja i Anguya poszliśmy przed siebie dziką ścieżką. Opowiedziałem jej kilka kawałów, a ona uśmiechała się coraz bardziej. Kiedy dotarliśmy na małą polankę, na skraju lasu, rozchmurzyła się całkowicie. Słońce opędziło się trochę od chmur i atmosfera od razu zrobiła się cieplejsza. Ptaszki zaczęły ćwierkać, a ponura zima, przemieniła się w kolorową wiosnę. W tedy przyszedł mi do głowy pewien żart.
- Znasz taki? "Rozmawiają dwa węże. Jeden pyta się drugiego:
- Sssłuchaj, czy my jesssteśmy jadowici?
- O tak! - odpowiada drugi
- Upsss! Właśnie ugryzłem się w język!"
Anguya spojrzała na mnie i po raz kolejny zaśmiała się cicho.
- A teraz ja ci coś pokażę!
Tak więc klacz położyła się na plecach i zaczęła machać nogami.
- Co to jest? - zapytała
- Nie wiem - odrzekłem
- Żółw, który się przewrócił i nie może wstać.
Uśmiechnąłem się do klaczy.
- A to? - zapytała kładąc się na brzuchu z wyciągniętymi kończynami i wywieszonym językiem
- Emm... Nie mam pojęcia.
- To jest przejechany żółw.
- Fajne - powiedziałem z jeszcze szerszym uśmiechem
- Umiem tylko żółwie.
Muszę przyznać, że Anguya jest całkiem miła... 

<Anguyo?>

1 komentarz: