poniedziałek, 23 lutego 2015

Od Tosy Inuit do Atlantici, cz.2

Kiedy następnego dnia obudziłam się, nie miałam nawet siły wstać.
- Czyli jednak Aura mówiła prawdę... - wyszeptałam i podniosłam się.
Zachwiałam się na nogach, ale pełznąc wzdłuż ściany dałam radę dojść do drzwi. Skierowałam się do Milliete, od której odebrałam źrebaka. Mojego małego Raven.
- Chodź - powiedziałam do niego i ruszyłam do domu Atlantici. Raven skakał wesoło. Dobrze, że gdy dorośnie nie będzie tego pamiętał. Przynajmniej tyle...
Dotarłam do domu przywódczyni i Sanariona. Zapukałam, otworzyła mi sama Atlantica.
- O! - pisnęła na widok źrebięcia - Jest twój?
- Tak, ale Atlantico, muszę ci coś powiedzieć.
Atlantica spojrzała na mnie zaniepokojona.
- Ja... - zaczęłam, ale nie dałam rady dokończyć. Rozpłakałam się i łkając, tłumaczyłam jej wszystko - Raven ma moc śmierci, ja umrę! Przyszłam spytać, czy go przygarniecie...
Oparłam się o drzewo. Nie miałam nawet siły stać.
- I-ile ci zostało..? - spytała. Była całkiem blada i przerażona.
- Dzień...
Zasłabłam, musiałam się położyć. Raven podszedł do mnie.
- Mamo, co się stało..? - spytał
- Nic, nic - szepnęłam.
Atlantica podeszła do mnie i pomogła mi wstać.
- A Wrzos Filotes?
Pokręciłam głową.
- Nie działa - powiedziałam, po czym zwróciłam się do klaczy - Niewiele mi zostało. Przygarniesz go?
Atlantica spojrzała na źrebaka, a potem na mnie.
- ...

<Atlantica? I tak, możesz mnie uśmiercić >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz