niedziela, 15 lutego 2015

OD Anguy- Już nigdy nie powróci.... [Quest wędrówka]



Nie wiem dlaczego, ani skąd się tu wzięłam, ale właśnie przekroczyłam ogromną bramę prowadzącą do nieznanych mim jak dotąd ruin. Czułam jak ogromną siłą magiczna emanuje to miejsce co przyprawiało mnie o dreszcze, mimo to jednak stawiałam coraz to kolejne chwiejne, acz kolwiek zdecydowane kroki. Jakbym wiedziała gdzie zmierzam, choc w rzeczewistości nie miałam nawet pojęcia co robiłam pare godzin temu... najwcześniejszym wydarzeniem, jakie miałam w tej chwili w swojej pamięci było to, że przed czymś uciekałam, a za mną był sam ogień, a zarazem mrok. 
Mijałam przeróżne drzwi, najwyraźniej wykonane przez ludzi, znajdowałam się w ogromnej twierdzy, w której niegdyś mieszkali oni, lecz teraz jest opuszczona... a przynajmniej na taką wygląda. ja czułam, że cos cały czas mnie obserwuje, oddacha mi wprost na kark, ale boję się odwrócic i sprawdzic co to.
Nagle wokół mnie zaczyna pojawiac się czarna mgła, znikąd... tętno znacznie pi przyśpiesza, mam ochote uciec, lecz jednocześnie nie mogę się ruszac - jestem sparaliżowana przez strach. Już nic nie widzę, gdy przede mną pojawia sie przebłysk światła, choc niewielki, dodaje otuchy.
- Witaj. - słyszę melancholijny kobiecy głos. NIewielkie okruchy śwaitła po chwili przeradzają się w klacz.


- Jestem Sansara. Wybacz mi to przerażające wejście, lecz musiałam to zrobic. - powiedziała - widzisz... ty jako jedyna dotarłaś aż do tego miejsca i przeżyłaś, a potrzebuje pomocy... pilnej pomocy. - mówiła domnie, jednak jej słowa przenikały przeze mnie. Byłam w szoku, lecz usiłowałam sie opanowac. Dotarły do mnie tylko ostatnie słowa zbłąkanej duszy. - musisz go odnaleźc. Błagam, nie zaznam spokoju póki nie będę wiedziec co stało się z moim ukochanym... - wręczyła mi zdjęcie jakiegoś ogiera.
- To on? - spytałam.
- Tak... odnajdziesz go? Ostatnio widziałam go w górach, pokłóciliśmy się... a potem... - przerwała, lecz nie trzeba było dużo sie sastanawiec co stało się potem. Zginęła, zaoewne w tych ruinach, i nie zdążyła się juz pogodzic ze swoim ukochanym. - nagrodzę cię! Jestem... duchem, mogę zrobic dla ciebie właściwie wszystko. - wszystko. To słowo utkwiło mi w głowie... nawet zdjąc ze mnie klątwę? Możliwe. Ale nawet jeśli nie, współczułam klaczy na tyle by pomóc jej w trafieniu do zaświatów. Wystarczająco długo tuła się już po tym świecie jako duch, w samotności. Kiwnęłam głową i ruszyłam na powierzchnię by znaleźc zaginionego konia.

Dotarłam na miejsce dośc prędko, gdyż w biegu pomagała mi nadizeja zdjęcia klątwy, wolności, zdrowia... końca cierpień. Zbliżenie się do normalności. Na początek zaczęłam rozglądac się za ogierem ze zdjęcia, choc nie miałam zbyt wielkich szans na znalezienie go tu - jest to stworzenie zywe, które ma nogi więc może się poruszac... istnieje więc niewielka szansa, że znajdę go tu. Mimo to, jednak szukałam go tu dalej przez parę godzina aż znalazłam.
Tak, odnalazłam go po kilku godzinach poszukiwań i wypytywania wszystkeigo, co zywe w tej okolicy. Był w dole wielkiego klifu, leżał tam martwy, a jego ciało było obmywane przez wode spływająca w dół. Larwy robaków zaczęły już dawno urządzac sobie z niego ucztę... najwyraźniej nie zdołał znieśc wieści o smierci swojej ukochanej. 


Wróciłam do ruin z wieścmi dla wdowy.

- I co... znalazłaś go? - spytała.
- Chocbyś nie wiem co zrobiła, nie możesz go zobaczyc, prawda? - upewniłam się.
- Niestety nie... choc pragne tego jak niczego innego. Znalazłaś go? - ponownie zadała pytanie. Połknęłam ślinę i przemogłams ię w końcu do wyznania jej wszystkiego.
- Tak, on... on żyje, ułozył sobie zycie na nowo, choc bardzo przeżył twoją śmierc. Ma już nową rodzinę, córke i żonę. Ale twoje zdjęcie zawsze nosi przy sobie. - powiedziałam. Usta zjawy zakrzywiły sie delikatnie w duł, lecz widac było, że cieszy się szczęściem ukochanego. Kłamstwo to zło, lecz czasem lepiej jest ukryc prawdę.
- W porządku... to, czego pragniesz? - spytała się mnie po chwili, gdy miałam już wracac do swoich.
- Cóż. Od kilku lat ciąży na mnie pewna klątwa, nałożyli ją na mnie członkowie mojego byłego stada. Noca zmieniam się przez to w potwora, ale pewnie nie potrafisz jej ze mnie zdjąc. - rzekłam, klacz przyjrzała się mi i uśmiechnęła.
- Zdaje się, że chyba zdołam coś z tym zrobic... - odezwała się.

"Kiedy nadchodzi noc
I ja zgubiłam drogę
I pory roku się zatrzymują
I chowają głęboko pod ziemią
Kiedy niebo staje się szare
Wszystko wokół krzyczy
Sięgnę w głąb
Tylko aby odkryć, że moje serce bije"

Ból, cierpienie, smutek, chaos i zło... to wszystko przeszłośc. jestem już sobą, choc zapadł zmrok. I zawsze tak będzie, już nigdy więcej... nigdy nikogo nie skrzywdzę wbrew sobie. Moje stado już nigdy nie będzie zagrożone.

<Koniec. Tak, Angua nie ma już klątwy>

Zaliczone!
Nagrody w sklepie c;

2 komentarze: