Niedługo odbędzie się niezwygły bal... bal karnawałowy. Mimo, że nowy rok juz dawno minął, w stadzie organizujemy sobie go niedługo. Dokładniej - za kilka dni, i do tego czasu musze wymyślić coś abym mogła jakos na niego pujść.
Jest bowiem jeden całkiem spory prablem. Bal odbędzie się nocą, ale słyszałam, że jedna z szamanek stadnym upichciła dla mnie na to lekarstwo... co prawda nie działa ono na stałe ale zapobiegnie przemianie na pare godzin. Poprosiłam więc Mavi aby poleciała odebrać moje serum, a sama ruszyłam na poszukiwania drugiej rzeczy na swojej liście niezbędnych przedmiotów.
Musze przyznac, że nie łatwo było wymyslic dla siebie pasujący strój karnawałowy. Nie lubię nadmiernego przepychu ale i zbyt mała ilośc ozdób może źle wyglądac. Musiałam dobrac do przebrania idealne proporcje dekoracji. Zdecydowałam się na połączenie błękitu i czerni, gdyż po zastanowieniu stwierdziłam iż właśnie taki strój będzie się dobrze komponowac z moją biała sierścią. Pozostało już tylko zdobyc materiały. Przed wejściem do mojego obecnego miejsca pobytu, przeznaczonego głównie do spania i dla Mavi, upolowałam krulika, z którego krwi namalowałam kopytem na kawałku skóry plan tego, jak mniej-więcej będzie wyglądac mój kostium. Oczywiście pomijając kolory gdyż krulicza krew ogranicza się do odcieni brązu i czerwieni, z resztą jak każda inna...
Zawiesiłam sobie na szyi torbę, spakowałam do niej niezbędne przedmoty i ruszyłam na poszukiwanie pierwszego elemantu mojej układanki.
2. Pierwszy element.
Wpierw musiałam znaleźc coś, co dałoby mi zameirzany efekt - błekitne bądź białe pióra. Jako pierwszy do głowy przyszedł mi Błękitny fenix, lecz nie są one tak często spotykane co ich czerwonobiórzy krewni, a i oni sa bardzo rzadkimi stworzeniami. Słyszałam jednak, że gdzieś w Leśnej Świątyni Scheidt jeden z błękitnych fenixów założył swoje gniazdo i oczekuje młodych. Na moje szczęście nie są to stworzenia znane z agrasji, a swojej łagodności.
W tym ogromnym starożytnym mieście, niegdys zamieszkiwanym przez wilki, widac jeszcze ślady jego mieszkańców z przeszłości. Przebawyjąc w tym miejscu nie czułam się za pewne ale uparcie rozglądałam sie za gniazdem niebieskiego ptaka. Poszukiwania opłaciły sie dopiero po parunastu minutach, kiedy to za koroną starego drzewa dostrzegłam jak cos niebieskiego sie porusza. Od razu zaczęłam chałasowac, by miec pewnośc, że faniks wie o mojej obecności tutaj. Po chwili zza liści wyłoniła się spora głowa ogromnego ptaka.
- Witaj. - rzekł spojojnym, żeńskim głosem... więc to samica, ale tego mogłam się spodziewac. W końcu spodziewa sie młodych.
- Witaj. - odpowiedziałam.
- Co sprowadza cię w okolice mojego gniazda? - spytała przyglądając się uważnie każdemu skrawkowi mojego ciała. - jak sądzę, nie przypadkiem tu przybyłaś... konie nieczęsto odwiedzają byłe domy wilków. Takie jak to... jest dla nich niczym twierdza zła. - powiedziała.
- Owszem. Nie za chętnie tu przyszłam, lecz nie odwiedziłam tego miasta bez powodu. Doszłam tutaj wiedząc, że tutaj mieszkasz... bo widzisz, chciałabym cie prosic o kilka twoich pieknych piór. Moje stado organizuje bal karnawałowy, a błękitne pióra, jakie masz na sobie, idealnie ndadzą sie na ozdoby mojego stroju... oczywiście, bez urazy, jeśli uważasz to za nieuprzejme, prosic o coś takiego. - samica znów zmierzyła mnie wzrokiem i nagle zeskoczyła z drzewa pokazując mi się w pełni swojej okazałości. Była ode mnie zdecydowanie większa, lecz bez wątpliwości - wielkością nie dorównuje Mavi. Mimo to, jednak robi wrażenie.
- Moje pióra, powiadasz?... przyszłaś po kilka moich piór? - powtórzyła moje słowa jakby nie potrafiła w to uwierzyc. - a czy nowy rok nie minął jakiś... z miesiąc temu? - spytała.
- Tak, lecz my dopiero teraz zdecydowaliśmy się zosrganizowac bal. - oznajmiłam ogromnej ptaszynie.
- No... skoro tak... - westchnęła i sięgnęła dziobem ku swojemu grzbietowi i wyrwała sobie kilka sporej wielkości piór, które z całą pewnościa pokryłyby mnie całkowicie. - proszę... a teraz idź już bo muszę zając się znów jajkami. Niedługo sie wyklują... - powiedziała i z powrotem wleciała do swojego gniazda znikając za grubą warstwą liści i gałęzi.
3. Paleta barw
Drugim elementem mojego stroju będą farby, którymi pomaluje niektóre elementy mojego ciała... nie może to byc jednak zbyt klejąca farba gdyż po zaschnięciu takiej będzie trudno ja zmyc, a z kolei zbyt wodnista - od razu sie rozleje. Znam na szczęście proporcje, które pozwola mi uniknąc tego problemu... obecnie mam inny problem - brakuje mi składników farby, lecz i to nie powinno sprawic zbyt wielkich problemów. Wystarczy w końcu wiedza o roślinach i miejscu ich występowania.
Zaczęłam zagłębiac się w odmęty własnego umysłu w poszukiwaniu informaci o pewnej roslinie, z której kwiatów łatwo stworzyc potrzebny mi barwnik. Roslina ta zwie się "Barwiennikiem błękitnopłatym" i lubuje sie w miejscach słabo zalesionych o żyznej glebie... tak więc gdzie indziej łatwiej byłoby ją znaleźc niż na łące?Oderwałam się od ziemii i gładko przeleciałam ponad koronami drzew w Lesie Renyi i wylądowałam na ziemii gdy trafiłam na teren mniej pokryty drzewami. Kontynuowałam drogę pieszo, nie śpiesząc się zbytnio... w końcu mam jeszcze całkiem sporo czasu. Kiedy doszłam na łąkę, zaczęłam rozglądac się za swoimi kwiatami. Chwilę zajęło mi poszukiwanie ale po kilku minutach mój wzrok padł na sprytnie chowające się przede mną niebieskie kwiaty rosliny.
Podeszłam do niej i zerwałam ich tyle, ile zdołałam upchnąc do słoika po czym zabrałam się ponownie za grzebanie w swojej pamięci. Brakuje mi jeszcze dwóch kolorów farb.
Jako druga z farb niezbędnych do stworzenia mojego kostiumu jest czerń, którą chyba jest najłatwiej stworzyc ze wszystkich mi potrzebnych. Wystarczy bowiem do niej tylko sadza, której jest pełno w okolicach wulkanu. A skoro tak, wystarczyło jedynie udac się do stóp wulkanu Kyndrill i zebrac sadzę osadzoną na kamieniach przy nim leżących. Uzbierałam jej pół słoika, gdyż więcej mi nie potrzeba.
Trzecią farbą była biel. I tu pojawił się niemały problem, gdyż sama nie znam sie na wykonywaniu tego koloru farm... musiałam więc odwiedzic handlarzy z Bassaltu. Do tego pięknego miasta połorzonego pod Prastarym Dębem dotarłam dopiero wieczoram, lecz nie odczuwałam potrzeby pośpiechu. W końcu pierwszą dawkę mojego serum na przemianę załyłam tuż przed pierwszą oznaką zbliżającej się nocy - lek działa. Gdy przekroczyłam bramę miasta rozejrzałam sie dookoła. Bassalt wygląda zdecydowanie lepiej po zmroku. Nad wszystkimi uliczkami świecą się lampy wypełnione swietlikami, a światło przez nie tworzone odbija się od kamieni z których ułozone są ścieżki, lecz nie na tyle by oślepiac. Okna domów są pozasłaniane przez ręcznie wyszywane firanki, zza których widac w większości tradycyjnie, acz kolwiek łądnie, wystrojone pokoje.
Na moje szczęście większośc sklepików było jeszcze otwarte, a wejścia do nich dośc duże by koń się w nich zmieścił... nie ma jednak pojęcia jakim cudem mieszczą się w nich skrzydlate konie. Weszłam do sklepu nad którego wejściem była zawieszona tablica z napisem "Artykuły artystyczne" co dało mi jasno do zrozumienia, że właśnie tego szukam. Za ladą stał, a właściwie siedział, jakiś brodaty krasnoluf w podeszłym wieku, wyglądał jednak całkiem sympatycznie, a zarazem śmiesznie przez swoją zabawną fioletowo-czerwoną czapkę z pomopnem. Widocznie było mu zimno...
- Dobry wieczór. - przywitałam się z nim
- Dobry, dobry... w czym pomóc? - odezwał się swoim radosnym tonem.
- Ma pan może jakąs biała farbę? Taką, która nie poprzylepia mi się do sierści jak jej użyję? - sptałam. Krasnolud patrzył się na mnie przez chwilę jednocześnie zastanawaijąc się nad moim pytaniem, aż po paru sekundach nagle zeskoczył z krzesła i zaczął szperac po półkach.
- Tak... oczywiście. Już podaję... moment... o! Mam cię! - złapał w dłonie butelkę wypełnioną białą mazią i pokazał mi ją. - może byc? - spytał.
- Tak, a ma pan może jeszcze jedną taka buteleczkę? Przydałaby mi się.
- Oczywiście. - ponownie sięgnął na tę sama półkę i wyjął z niej identyczną butelkę po czym postawił ja obok poprzedniej i usiadł z powrotem na miejscu. - należy sie za to sześc Sylingów. - oznajmił i wyciągnał ręke po zapłatę. W pośpiechu wyciągnęłam ze swojej sakiewki kilka monet i położyłam je na jego dłoni.
- Zgadza się? - spytałam. Krasnolud w pośpiechu przeliczył monety i powiedział:
- Tak, co do jednej.
- To wspaniale... dziękuję i do widzenia. - porzegnałam się i wyszłam ze sklepiku słysząc za sobą "do zobaczenia" wypowiadane przez krasnoluda.
Nastepnie udałam się do lasu i za pomoca kilku drobnych nacięc w drzewach wydobyłam z nich żwicę potrzebną do zrobienia farby oraz poszłam nad rzekę by nalac z niej wodę do butelki.
4. Zjednoczenie
Gdy wróciłam do swojej jaskini położyłam wszystko na ziemii i zabrałam się do tworzenia farb. Błękitne kwiaty zerwane na łące musiałam wpierw zmiażdżyc kopytami by wydobyc z nich ich niebieskie soki. Zamoczyłam je w odrobinię wody, zamieszałam i odstawiłam na bok by jak najwięcej barwnika wydobyło się z kwiatów.
Nastepnie zabrałam się za czarny kolor. Sadza sama w sobie jest bęsta więc jedyną czynnoscią jaka trzeba wykonac tworząc z niej farbę jest wymieszanie z nią wody i odstawienie mieszaniny na bok by składniki się złączyły.
W czasie, gdy farby się robiły, ja zajęłam się za pióra - do niewielkiej miseczki wlałam częśc zawartosci pierwszej z butelek i zanurzyłam w niej błekitne pióra fenixa, jednak tylko do 1/3 ich długosci by końcówki pozostały niebieskie. I wtedy przypomniało mi się o jeszcze jednym szczególe - kamienie szlachetne! Przecież w stroju karnawałowym nie może zabraknąc czegoś, co odbijałoby światło i zwracało na ciebie uwagę. Pomyślałam jednak, że wpierw dokończę farby i się prześpię. Położyłam więc pióra na boku by wyschły, a farby wymieszałam z odrobiną żwicy z drzew co nadało im nieco połysku i gęstości - nie spłyną ze mnie, ale nie są też w nadmiarze gęste więc nie pozlepiają mi sierści gdy ją sobie nałożę. Z błekitnej farby(przed dodaniem żywicy) wyjęłam oczywiście kwiaty, gdyz są one niepożądanym dodatkiem. Wymieszałam barwniki, zakryłam je by nie wyschły przez noc i położyłam się spac.
Obudziłam się późnym porankiem, słońce było już dawno na niebie, a Mavi zapewne jakis czas temu wyszła na polowanie. Zajrzałam więc pod pokrywki wszystkich farb by upewnic się, że nie wyschł - wciąz były mokre. Znów je pomieszałam, przykryłam i wyszłam z jaskini z niewielka torba oraz sakiewką. Znów czekała mnie wizyta w Bassalcie, a dobiegłam do niego dosyc szybko. Kupno kamieni również poszło mi gładko, podobnie jak i powrót do groty. Po drodze nawet zdołałam zjeśc sobie jakąś mysz na przekąskę choc wiem, że Mavi po południu pewnie przyniesie nam sarnę.
Gdy tylko przekroczyłam próg swojego "domu", odłożyłam większośc kryształów na bok, a kilka z nich zostawiłam na wierzchu i zaczekałam aż smoczyca wróci do domu.
- Mamo! Szkoda, że nie widziałaś miny tego jelenia jak mnie zobaczył! Haha! - powiedziała gdy tylko weszła.
- Faktycznei szkoda. - przyznałam i uśmiechnęłam się do smoczycy. - ale mam do ciebie małą prośbę... mogłabyś zmiażdzyc te kamienie? - spytałam. MAvi spojrzała się na mnie zdziwiona.
- Po co? Przeciez są takie ładne...
- Wiem, mi też ich szkoda ale potrzebuje z nich proszku. - oznajmiłam i spojrzałam się na mavi proszącym wzrokiem. Nie opierała się zbyt dłgo, po chili przede mną był już lśniący srebrny pył zamiast kamieni. - dziękuję. A teraz zmkaj, dobrze? Muszę jeszcze cos zrobic... może pobawisz się z Ajaxem albo Stalkerem? Nie widziałaś się z nimi już od tak dawna...
- Nie chce mi się teraz... moge później? - zajęczała.
- Pewnie, że możesz. Do niczego cię przecież nie zmuszam. Jak chcesz, mozesz sobie popatrzyc jak przygotowuje swój kostium ale w zasadzie to prawie kończę. - powiedziałam i wróciłam do pracy. Zebrałaz kamienny proszek do woreczka i połozyłam go obok pozostałych ozdób.
Przeprowadziłam ostatnie poprawki do swoich farb i tak jak wcześniej, zamknełam je szczelnie w puteleczkach by nie wyschły.
- No, zaczekają sobie na bal... a teraz możemy porpbic cos razem, Mavi... gdzie chcesz iśc? - spytałam smoczycy.
5. Wielki bal
Nadszedł dzień, w którym ma odbyc się bal karnawałowy. Minęła już właściwie połowa dnia więc pora na przygotowania.
- Wybacz, Margaux ale niestty musze juz iśc. Zobaczymy się na balu? - spytałam.
- Pewnie, narazie. - pobiegłam do swojej jaskini w towarzystwie Mavi. Czeka nas kilka godzin żmudnej pracy nad malowaniem mnie i dodawaniem dekoracji do mojego stroju, jednak jestem pewna, że wysiłek się opłaci. Wiekszośc koni zapewne będzie wystrojona w róznego rodzaju materiałowe kostiumy, zaś ja użyję tradycyjnej, acz kolwiek zdecydowanie lepszej jeśli chodzi o efekt, metody strojenia się na bal.
Razem ze smoczycą wkroczyłam do gorty i wyjełam gotowe juz w pełni farby ze skrytki.
- Mavi, spójrz. - pojazałam smoczycy swój projekt stroju. - dałabys rabę pomalowac mnie w ten sposób? - spytałam.
- Pewnie, że tak. - oznajmiła i od razu zabrała się do pracy.Jak można się było domyslic, malowanie trwało całkiem sporo czasu, lecz w końcu przyszedł czas na detale, czyli na dodawanie piór i kamieni oraz na brokat, który smoczyca rozsypała delikatnie na miejsca pokryte przez farbę. Pióra fenixa znalazły swoje miejce na mojej głowie, zaś kamienie szlachetne zostały przyczepione przez smoczyce na mojej szyi oraz części grzbietu. Końcowy efekt był taki.
Zażyłam dawkę serum przeciw objawom klątwy i wyruszyłam na bal. Mavi jednak nie miała ochoty na imprezowanie... strojenie mnie najwyraźniej ją zmęczyło bo położyła się spac gdy tylko skończyła.
Ja za to po parunastu minutach doszłam na miejsce, zapadł juz zmrok.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz