- No, bo wiesz, Demoo... - szepnęłam - Dookoła nas jest pełno zakochanych klaczy, ogierów mających swoją drugą połówkę... Niektórzy mają nawet źrebięta, a niektórzy i więcej niż jedno... A ja?!
Mój krzyk sprawił, że z wody wyskoczyła pokaźna, cytrynowa ryba z białą głową. Demoo pochylił głowę. Nawet nie chciał patrzeć mi w oczy.
- A ja?! - powtórzyłam. Tym razem z gęstwiny drzew wypadły przerażone ptaki, dokładniej feniksy, a na przeciwległym brzegu jeziora pojawiło się kilka zaciekawionych koni - A ja się nie liczę, mnie jakby nie było, jakbym nie istniała...
Zerwałam się do przodu i wąską ścieżką popędziłam przed siebie. Słyszałam stukot kopyt Demoo, ale on nie mówił nic. W końcu, gdy dotarłam do swojej jaskini Demoo odważył się coś krzyknąć.
- Tosa, czekaj!
<Demoo? Bardzo cię przepraszam, ale po prostu wyczerpałam zasób weny na luty :C>
Weź przykład ze mnie i zatrudnij prywatnego kowala weny xd
OdpowiedzUsuńRamzes twierdzi iż takowego mam: )