Poszłam na polanę. Nikogo tam nie było. Obojętnie skubnęłam źdźbło trawy. Nie byłam głodna, właściwie nie wiem czego tam szukałam. Nagle usłyszałam wycie. Przeraźliwe wycie wilka. W tym czasie poczułam nagłe łaskotanie w brzuchu. Chwyciłam się w to miejsce i położyłam. Nie wiedziałam o co chodzi. W końcu nie czuję bólu..
"Czy to już poród?"
Nagle zasypała mnie fala skurczów. Zaczęłam przeć. Tak, to poród.Uniosłam głowę tylko po to, aby po chwili upadła na trawę. Wtem zobaczyłam na skraju polany wilka. Zaczęłam przeć mocniej. Psowaty podchodził do mnie coraz bliżej, jego zachowanie świadczyło o tym, że chce NA MNIE ZAPOLOWAĆ?! Był coraz bliżej. Wtedy usłyszałam znajomy krzyk
.- Margaux! - zawołał głos i rzucił się na wilka. Słyszałam odgłosy walki, a potem pisk pokonanego. - Nic ci nie jest? - zapytał troskliwie, to był Horizon, Ja jednak nic mu nie odpowiedziałam. Zaczęłam galopować na leżąco, czułam się źle. Ogier przeżywał to znacznie bardziej niż ja. Położył się w nieznacznej odległości ode mnie i zakrył skrzydłami oczy. Ach, te ogiery! Nagle poczułam ulgę. Wstałam a moim oczom ukazał się piękny widok. Mały ogierek od razu wstał. Byłam na prawdę szczęśliwa. Zaczęłam go karmić.
- Już mogę odsłonić oczy? - zapytał Rise.
- Nie, chyba, że chcesz zobaczyć synka. - uśmiechnęłam się. Byłam szczęśliwa, a czy Horizon też?
- Już mogę odsłonić oczy? - zapytał Rise.
- Nie, chyba, że chcesz zobaczyć synka. - uśmiechnęłam się. Byłam szczęśliwa, a czy Horizon też?
<Horizon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz